Kiedy wróciłam
do domu po randce z Alanem, postanowiłam wziąć gorącą kąpiel. Odkąd byłam
dzieckiem uwielbiałam relaksować się w ten sposób. Problemy uciekały z mojego
umysłu, wraz z ułożeniem się wygodnie w gorącej wodzie, uwalniając mnie od
męczących myśli, co pozwalało mi się odprężyć. Uwolniłam zmęczone stopy od
niewygodnego obuwia na wysokim obcasie i podreptałam prosto do łazienki. Od
razu stanęłam przed lustrem i przyjrzałam się sobie. Coś się we mnie zmieniło,
ale nie potrafię określić dlaczego. Moje oczy straciły swój blask, którym
świeciły jeszcze przed wakacjami, przed wyjazdem do Anglii. Nie uśmiechałam się
już tak często jak wcześniej. Ten wyjazd tak bardzo mnie zmienił. Zrzuciłam z
siebie ubrania, składając je w kosteczkę i kładąc na szafce obok lustra.
Jeszcze raz spojrzałam na swoje odbicie. Ciąża zaczęła dawać się we znaki,
odznaczając się lekko wystającym brzuszkiem. Położyłam dłoń powyżej pępka.
Nadal nie mogłam uwierzyć, że za około siedem miesięcy zostanę mamą. Będę mieć
dziecko i będę wychowywać je sama.
Położyłam się w
wannie i zamknęłam oczy. Mruknęłam z zadowolenia, kiedy przyjemne dreszcze
obiegły całe moje ciało z powodu styknięcia się z płaską powierzchnią wody.
Rozkoszowałam się tą przyjemnością, kiedy wpadłam na pewien pomysł.
Następnego
ranka, obudziły mnie głośne brzdęki talerzy i garnków. Na zegarku widniała
godzina dziewiąta, więc za pewne babcia przygotowywała dla wszystkich
śniadanie. Rozejrzałam się po swoim pokoju, czego od początku mojego pobytu
tutaj nie miałam okazji zrobić. Pojedyncze łóżko z biało-brązową pościelą, na
którym spałam znajdowało się pod spadzistym sufitem, obłożonym białymi wąskimi
panelami. Tuż obok, pod oknem stało krzesło, wykonane z jasnobrązowego drewna,
które zazwyczaj służyło mi za szafkę nocną, gdzie mogłam położyć telefon,
książkę czy budzik. Po drugiej stronie pokoju, znajdywał się biały, wiklinowy
fotel, obłożony miękkim futrem i różnymi miśkami, a za nim białe drzwi
prowadzące do łazienki. Naprzeciwko okna stała dużej wielkości szafa z lustrem,
wypełniona moją garderobą. Dom mojej babci nie był bogato ozdobiony, ale miał
swoją wartość sentymentalną. Znajdowało się w nim bardzo dużo pamiątek po
naszych przodkach, dlatego ogromnie mi się podobał. Mój pokój nie zmienił się
odkąd byłam mała. Mieściło się w nim pełno wspomnień, od których w moich oczach
pojawiały się łzy.
Podniosłam się z
wygodnego materaca i wsunęłam na stopy kapcie, zakładając na ramiona gruby
szlafrok. Na dworze padał deszcz, co oczywiście było normalne na końcu września.
Zeszłam po schodach, by po chwili znaleźć się w kuchni.
- Dzień dobry
babciu. – przywitałam starszą kobietę, siadając przy stole.
- Witaj
kochanie. Jak się spało? – postawiła przede mną kubek parującej herbaty z
cytryną.
- Dobrze –
odpowiedziałam krótko.
Wzięłam spory
łyk gorącego napoju.
- Babciu?
- Tak? –
zerknęła na mnie.
- Pójdziesz ze
mną dzisiaj na grób mamy? Nawet nie pamiętam ile razy go odwiedziłam, po jej
śmierci. A nawet nie pamiętam gdzie on się znajduje. – oczy zaszły mi łzami.
Było mi głupio,
że nie wiedziałam, gdzie leży moja własna matka.
- Oczywiście, że
z tobą pójdę. Możemy iść za raz po śniadaniu. – ucałowała mnie w policzek i
wróciła do przygotowywania posiłku.
Po posiłku
zgodnie z obietnicą, babcia zabrała mnie na cmentarz. Przy bramie kupiłyśmy
bukiet ulubionych róż mamy i ruszyłyśmy powolnym krokiem, w stronę alejki, przy
której leżała moja prababcia. Cmentarz w Łodzi, a przynajmniej ten, na którym
znajdują się groby moich bliskich był ogromny, dlatego dotarcie do odpowiedniego
pomnika zajęło nam trochę czasu.
Na tablicy
znajdowało się tak bardzo dobrze znane mi nazwisko.
Marta Korbińska
Ur. 24.11.1968
Zm. 15.07.2012
Wraz z
przeczytaniem napisu, do mojej głowy dotarły nowe wspomnienia.
- Halo?
- Maja? To ja Paweł. - przedstawił się
chłopak mojej mamy. - Muszę ci o czymś powiedzieć. Twoja mama leży w szpitalu,
w bardzo ciężkim stanie.
- Ale co się stało?! - spytałam przerażona.
- Miała wypadek samochodowy.
Z sali wyszedł lekarz ze smutną miną i od
razu zwrócił się do mnie.
- Pani Maju, mam złe wieści. Pani mama,
nie przeżyła tej operacji. Bardzo mi przykro.
- Majeczko! - Krzyknęła babcia, zaraz po
tym gdy mnie zobaczyła. Przytuliłam się do niej mocno, po czym przywitałam
dziadka i Łukasza. - Kiedy przyjechałaś?
- Kilka dni temu. Przepraszam, że was nie
odwiedziłam. Miałam to dzisiaj zrobić. Jutro już niestety wyjeżdżam. -
spojrzałam na szatyna, który stał lekko speszony. - Pamiętacie Liama, prawda?
Nauczyłam go trochę polskiego. - pochwaliłam się z uśmiechem, dumna ze swoich
osiągnięć.
- Dzień dobry. - przywitał się po polsku,
całując babcię w rękę, oraz podając swoją Łukaszowi i dziadkowi. - Miło mi
państwa widzieć ponownie.
Zachichotałam z nieudolnego wypowiadania
słów przez chłopaka. Słychać było, że mówienie w naszym rodowym języku sprawia
mu trudność.
- Nam ciebie też Liamie. - odezwał się
dziadek.
- Babciu, wiesz,
że przypominają mi się pojedyncze wydarzenia? Teraz na przykład przypomniało mi
się telefon od Pawła. Wtedy powiedział mi o wypadku. – przymknęłam powieki,
starając się odgonić nie miłe wspomnienie i powstrzymać łzy.
- Bardzo się
cieszę. – posłała mi wymuszony uśmiech, mając nadzieję, że się nie zorientuję.
- O co chodzi?
Nie cieszysz się?
- Po prostu boję
się, że znów wrócisz do Anglii, kiedy przypomnisz sobie wszystko. Nie chcę cię
stracić, już raz straciłam córkę, a ciebie też o mały włos.
- Obiecuję, że
nigdy mnie nie stracisz. Nawet jak wróci mi pamięć. Masz moje słowo.
Przytuliłam się mocno
do kobiety, by potwierdzić moje słowa. W tym samym momencie poczułam się tak,
jakbym znowu była małą dziewczynką w blond kucykach.
- A tak w ogóle
co u Pawła? Jak on się trzyma?
- Nie mieliśmy z
nim kontaktu, odkąd przyjechał oddać nam klucze do waszego mieszkania. Tak
teraz myślę, że może chcesz tam pojechać? To znaczy do waszego domu.
- Pewnie.
- Majeczko,
zostaniesz tu sama? Ja pójdę odwiedzić grób moich rodziców.
Pokiwałam głową
i przyglądałam się jak babcia odwraca się i odchodzi, a po chwili znika z moich
oczu.
Wstawiłam bukiet
kwiatów do wazonu i pogłaskałam delikatnie opuszkami palców zdjęcie mojej mamy znajdujące
się na tablicy. Jedna pojedyncza słona kropelka spłynęła po moim policzku i
kapnęła na zimną płytę pomnika. Tak bardzo tęskniłam za moją ukochaną mamusią,
której mogłam ufać bezgranicznie, z którą mogłam porozmawiać na każdy możliwy
temat, z którą dogadywałam się niesamowicie dobrze.
- Kocham cię
mamo. – szepnęłam wpatrując się w zdjęcie. – Tak bardzo chciałabym mieć cię
teraz blisko. Wiesz, to wszystko mnie przerasta. Mam wrażenie, że to tylko sen,
że kiedy się obudzę, ty będziesz obok mnie, a wyjazd do Londynu nigdy się nie
wydarzył. Jeszcze fakt, że jestem w ciąży. Mamo, ja nie jestem gotowa, nie mogę
mieć dziecka.
Delikatny powiew
chłodnego wiatru otulił moją twarz. Wiedziałam, że to znak od mamy. Ona mnie
słyszała i chciała mi dać do zrozumienia, żebym się nie poddawała. Musiałam
zrobić to dla niej.
- Idziemy Maju? –
babcia, pojawiła się u mojego boku, a patrząc na nią skinęłam głową, w
potwierdzającym geście.
Kluczami, które
dostałam od babci otworzyłam drzwi mojego rodzinnego domu. Wraz z
przekroczeniem progu ogarnęła mnie rozpacz. Wszystko miało swoje miejsce, a po
mieszkaniu roznosił się zapach perfum mojej mamy, tak jakby nadal tutaj była.
Jakby wcale nie odeszła. Spojrzałam na twarz babci, która również miała łzy w
swoich oczach. Odłożyłam klucze na komodę i zdjęłam płaszcz, wieszając go na
przeznaczonym dla niego miejscu. Nieśmiało ruszyłam dalej i weszłam do kuchni.
Słone kropelki znów spływały po moich policzkach. Jeszcze kilka miesięcy temu,
mama przygotowywałaby ze mną w tym momencie obiad, śmiejąc się z moich
zdolności kulinarnych.
Wzięłam głęboki
oddech, by opanować szloch, który wydobywał się z mojego gardła i przeszłam do
salonu. Od razu do mojej głowy napłynęło nowe wspomnienie.
-
Dziękuje wam. – odezwałam się, kiedy całą ósemką siedzieliśmy w salonie. -
Dziękuje za wszystko.
- Czyli, za co? - spytał zdziwiony brunet.
- Za to, że przy mnie jesteście, że
wspieracie mnie i pomagacie mi na każdym kroku. Nie wiem jak dałabym sobie radę
bez was. - wyjaśniłam, a po moim policzku popłynęła łza.
- Od tego są przyjaciele, tak? - odezwał
się szatyn, podchodząc do mnie i mocno mnie przytulając.
- Zawsze będziemy cię wspierać, gdy
będziesz tego potrzebować, bo wiemy, że jeżeli my będziemy w trudnej sytuacji,
ty nam pomożesz. - dodał Liam, także mnie obejmując
- Kocham was. - uśmiechnęłam się do nich
szeroko.
- My ciebie też.
Dlaczego ich nie
pamiętam? Dlaczego nie pamiętam swoich najlepszych przyjaciół? Przecież tych
najważniejszych osób w swoim życiu, się nie zapomina! A ja zapomniałam o
osobach, które wspierały mnie po śmierci mojej własnej matki i za pewne w wielu
innych sytuacjach. Tak po prostu wymazały mi się z pamięci osoby, które
kochałam i które kochały mnie.
***
- Niall, to naprawdę
świetna piosenka. Harry miał racę, to będzie hit. – pogratulował mi Paul, kiedy
skończyłam nagrywać swój cover.
- Mówiłem już,
że nie chcę jej wrzucać do sieci. Ta piosenka, jest zadedykowana dla Mai i nie
chcę by ktoś inny jej słuchał. Ale dziękuje za miłe słowa. – odparłem bez
większych emocji, biorąc sporego łyka z butelki wody niegazowanej.
- A ty nadal
swoje. – rzucił z politowaniem Styles, który stał w progu drzwi. – To twoja
decyzja, nie będę jej oceniał.
- Jeszcze tylko
nagrasz swoją solówkę do Little Things i myślę, że możesz wracać do domu. – odezwał
się ponownie menager. – Do roboty Horan. – poklepał mnie po plecach, a ja
wróciłem do dźwiękoszczelnego pomieszczenia i nałożyłem na uszy słuchawki.
Poprawiłem kartkę z tekstem i wsłuchałem się w melodię, po czym zacząłem
śpiewać.
You'll never love
yourself half as much as I love you. /
Nigdy nie będziesz kochać siebie, choć w połowie tak mocno jak ja kocham ciebie
You'll never treat yourself right, darlin' but I want you to. / Nigdy nie będziesz traktować siebie odpowiednio, kochanie. Ale chcę, by tak było
If I let you know, I'm here for you, maybe you'll love yourself, / Jeśli pokażę ci, że jestem tu dla ciebie może pokochasz siebie,
Like I love you. Ooh.. / Tak jak ja kocham ciebie
You'll never treat yourself right, darlin' but I want you to. / Nigdy nie będziesz traktować siebie odpowiednio, kochanie. Ale chcę, by tak było
If I let you know, I'm here for you, maybe you'll love yourself, / Jeśli pokażę ci, że jestem tu dla ciebie może pokochasz siebie,
Like I love you. Ooh.. / Tak jak ja kocham ciebie
- Świetna robota Niall, nie mam żadnych zastrzeżeń. Od teraz masz
urlop, wracaj do domu.
Wyszedłem ze
studia, wpadając od razu na niezłą grupę fanów. Uśmiechnąłem się do nich miło i
rozdałem kilka autografów, po czym ruszyłem w stronę swojego samochodu, jednak
zatrzymała mnie dość młoda dziewczyna. Miała może z czternaście lat.
- Chcesz
autograf? – zapytałem.
- Nie chcę od
ciebie autografu. Chcę ci tylko powiedzieć, żebyś się uśmiechnął, ale nie tak
sztucznie jak przed chwilą do tej grupy fanów przed studiem. Tak prawdziwie,
szeroko jak kiedyś. Nie lubię gdy jesteś smutny. Kochamy cię, pamiętaj o tym. –
w oczach pojawiły mi się łzy wzruszenia.
- Jak masz na
imię?
- Megan. –
odparła krótko.
- Oh, Megan naprawdę
dziękuje ci, za te słowa i za wsparcie. Nawet nie wiesz, jak poprawiłaś mi
humor. – przytuliłem dziewczynę i pocałowałem ją w policzek. -
Kiedy odsunąłem
się od niej, posłałem jej najprawdziwszy i najszerszy uśmiech, na który było
mnie stać. Dziewczyna, widocznie zadowolona odwzajemniła gest i odeszła. Po tej
sytuacji mogę śmiało stwierdzić, że Directioners to najwspanialsze osoby na
całej kuli ziemskiej i nie mam pojęcia co bym bez nich zrobił.
Od autorki:
Znów zawaliłam i nie dodałam rozdziału tydzień temu, jak się umawialiśmy. Chyba zrezygnuję z dodawania rozdziałów w każdy weekend. Po prostu będę starać się dodawać rozdziały jak najczęściej się da. Mam nadzieję, że się nie pogniewacie. Jestem osobą, która nie daje rady tak na zawołanie napisać rozdziału. Dziękuje za komentarze, pod poprzednią notką. Kocham was najbardziej na świecie <3