sobota, 26 października 2013

Rozdział 7

Kiedy wróciłam do domu po randce z Alanem, postanowiłam wziąć gorącą kąpiel. Odkąd byłam dzieckiem uwielbiałam relaksować się w ten sposób. Problemy uciekały z mojego umysłu, wraz z ułożeniem się wygodnie w gorącej wodzie, uwalniając mnie od męczących myśli, co pozwalało mi się odprężyć. Uwolniłam zmęczone stopy od niewygodnego obuwia na wysokim obcasie i podreptałam prosto do łazienki. Od razu stanęłam przed lustrem i przyjrzałam się sobie. Coś się we mnie zmieniło, ale nie potrafię określić dlaczego. Moje oczy straciły swój blask, którym świeciły jeszcze przed wakacjami, przed wyjazdem do Anglii. Nie uśmiechałam się już tak często jak wcześniej. Ten wyjazd tak bardzo mnie zmienił. Zrzuciłam z siebie ubrania, składając je w kosteczkę i kładąc na szafce obok lustra. Jeszcze raz spojrzałam na swoje odbicie. Ciąża zaczęła dawać się we znaki, odznaczając się lekko wystającym brzuszkiem. Położyłam dłoń powyżej pępka. Nadal nie mogłam uwierzyć, że za około siedem miesięcy zostanę mamą. Będę mieć dziecko i będę wychowywać je sama.
Położyłam się w wannie i zamknęłam oczy. Mruknęłam z zadowolenia, kiedy przyjemne dreszcze obiegły całe moje ciało z powodu styknięcia się z płaską powierzchnią wody. Rozkoszowałam się tą przyjemnością, kiedy wpadłam na pewien pomysł.
Następnego ranka, obudziły mnie głośne brzdęki talerzy i garnków. Na zegarku widniała godzina dziewiąta, więc za pewne babcia przygotowywała dla wszystkich śniadanie. Rozejrzałam się po swoim pokoju, czego od początku mojego pobytu tutaj nie miałam okazji zrobić. Pojedyncze łóżko z biało-brązową pościelą, na którym spałam znajdowało się pod spadzistym sufitem, obłożonym białymi wąskimi panelami. Tuż obok, pod oknem stało krzesło, wykonane z jasnobrązowego drewna, które zazwyczaj służyło mi za szafkę nocną, gdzie mogłam położyć telefon, książkę czy budzik. Po drugiej stronie pokoju, znajdywał się biały, wiklinowy fotel, obłożony miękkim futrem i różnymi miśkami, a za nim białe drzwi prowadzące do łazienki. Naprzeciwko okna stała dużej wielkości szafa z lustrem, wypełniona moją garderobą. Dom mojej babci nie był bogato ozdobiony, ale miał swoją wartość sentymentalną. Znajdowało się w nim bardzo dużo pamiątek po naszych przodkach, dlatego ogromnie mi się podobał. Mój pokój nie zmienił się odkąd byłam mała. Mieściło się w nim pełno wspomnień, od których w moich oczach pojawiały się łzy.
Podniosłam się z wygodnego materaca i wsunęłam na stopy kapcie, zakładając na ramiona gruby szlafrok. Na dworze padał deszcz, co oczywiście było normalne na końcu września. Zeszłam po schodach, by po chwili znaleźć się w kuchni.
- Dzień dobry babciu. – przywitałam starszą kobietę, siadając przy stole.
- Witaj kochanie. Jak się spało? – postawiła przede mną kubek parującej herbaty z cytryną.
- Dobrze – odpowiedziałam krótko.
Wzięłam spory łyk gorącego napoju.
- Babciu?
- Tak? – zerknęła na mnie.
- Pójdziesz ze mną dzisiaj na grób mamy? Nawet nie pamiętam ile razy go odwiedziłam, po jej śmierci. A nawet nie pamiętam gdzie on się znajduje. – oczy zaszły mi łzami.
Było mi głupio, że nie wiedziałam, gdzie leży moja własna matka.
- Oczywiście, że z tobą pójdę. Możemy iść za raz po śniadaniu. – ucałowała mnie w policzek i wróciła do przygotowywania posiłku.

Po posiłku zgodnie z obietnicą, babcia zabrała mnie na cmentarz. Przy bramie kupiłyśmy bukiet ulubionych róż mamy i ruszyłyśmy powolnym krokiem, w stronę alejki, przy której leżała moja prababcia. Cmentarz w Łodzi, a przynajmniej ten, na którym znajdują się groby moich bliskich był ogromny, dlatego dotarcie do odpowiedniego pomnika zajęło nam trochę czasu.
Na tablicy znajdowało się tak bardzo dobrze znane mi nazwisko.

Marta Korbińska
Ur. 24.11.1968
Zm. 15.07.2012

Wraz z przeczytaniem napisu, do mojej głowy dotarły nowe wspomnienia.

- Halo?
- Maja? To ja Paweł. - przedstawił się chłopak mojej mamy. - Muszę ci o czymś powiedzieć. Twoja mama leży w szpitalu, w bardzo ciężkim stanie.
- Ale co się stało?! - spytałam przerażona.
- Miała wypadek samochodowy.

Z sali wyszedł lekarz ze smutną miną i od razu zwrócił się do mnie.
- Pani Maju, mam złe wieści. Pani mama, nie przeżyła tej operacji. Bardzo mi przykro.


- Majeczko! - Krzyknęła babcia, zaraz po tym gdy mnie zobaczyła. Przytuliłam się do niej mocno, po czym przywitałam dziadka i Łukasza. - Kiedy przyjechałaś?
- Kilka dni temu. Przepraszam, że was nie odwiedziłam. Miałam to dzisiaj zrobić. Jutro już niestety wyjeżdżam. - spojrzałam na szatyna, który stał lekko speszony. - Pamiętacie Liama, prawda? Nauczyłam go trochę polskiego. - pochwaliłam się z uśmiechem, dumna ze swoich osiągnięć.
- Dzień dobry. - przywitał się po polsku, całując babcię w rękę, oraz podając swoją Łukaszowi i dziadkowi. - Miło mi państwa widzieć ponownie.
Zachichotałam z nieudolnego wypowiadania słów przez chłopaka. Słychać było, że mówienie w naszym rodowym języku sprawia mu trudność.
- Nam ciebie też Liamie. - odezwał się dziadek.

- Babciu, wiesz, że przypominają mi się pojedyncze wydarzenia? Teraz na przykład przypomniało mi się telefon od Pawła. Wtedy powiedział mi o wypadku. – przymknęłam powieki, starając się odgonić nie miłe wspomnienie i powstrzymać łzy.
- Bardzo się cieszę. – posłała mi wymuszony uśmiech, mając nadzieję, że się nie zorientuję.
- O co chodzi? Nie cieszysz się?
- Po prostu boję się, że znów wrócisz do Anglii, kiedy przypomnisz sobie wszystko. Nie chcę cię stracić, już raz straciłam córkę, a ciebie też o mały włos.
- Obiecuję, że nigdy mnie nie stracisz. Nawet jak wróci mi pamięć. Masz moje słowo.
Przytuliłam się mocno do kobiety, by potwierdzić moje słowa. W tym samym momencie poczułam się tak, jakbym znowu była małą dziewczynką w blond kucykach.
- A tak w ogóle co u Pawła? Jak on się trzyma?
- Nie mieliśmy z nim kontaktu, odkąd przyjechał oddać nam klucze do waszego mieszkania. Tak teraz myślę, że może chcesz tam pojechać? To znaczy do waszego domu.
- Pewnie.
- Majeczko, zostaniesz tu sama? Ja pójdę odwiedzić grób moich rodziców.
Pokiwałam głową i przyglądałam się jak babcia odwraca się i odchodzi, a po chwili znika z moich oczu.
Wstawiłam bukiet kwiatów do wazonu i pogłaskałam delikatnie opuszkami palców zdjęcie mojej mamy znajdujące się na tablicy. Jedna pojedyncza słona kropelka spłynęła po moim policzku i kapnęła na zimną płytę pomnika. Tak bardzo tęskniłam za moją ukochaną mamusią, której mogłam ufać bezgranicznie, z którą mogłam porozmawiać na każdy możliwy temat, z którą dogadywałam się niesamowicie dobrze.
- Kocham cię mamo. – szepnęłam wpatrując się w zdjęcie. – Tak bardzo chciałabym mieć cię teraz blisko. Wiesz, to wszystko mnie przerasta. Mam wrażenie, że to tylko sen, że kiedy się obudzę, ty będziesz obok mnie, a wyjazd do Londynu nigdy się nie wydarzył. Jeszcze fakt, że jestem w ciąży. Mamo, ja nie jestem gotowa, nie mogę mieć dziecka.
Delikatny powiew chłodnego wiatru otulił moją twarz. Wiedziałam, że to znak od mamy. Ona mnie słyszała i chciała mi dać do zrozumienia, żebym się nie poddawała. Musiałam zrobić to dla niej.
- Idziemy Maju? – babcia, pojawiła się u mojego boku, a patrząc na nią skinęłam głową, w potwierdzającym geście.

Kluczami, które dostałam od babci otworzyłam drzwi mojego rodzinnego domu. Wraz z przekroczeniem progu ogarnęła mnie rozpacz. Wszystko miało swoje miejsce, a po mieszkaniu roznosił się zapach perfum mojej mamy, tak jakby nadal tutaj była. Jakby wcale nie odeszła. Spojrzałam na twarz babci, która również miała łzy w swoich oczach. Odłożyłam klucze na komodę i zdjęłam płaszcz, wieszając go na przeznaczonym dla niego miejscu. Nieśmiało ruszyłam dalej i weszłam do kuchni. Słone kropelki znów spływały po moich policzkach. Jeszcze kilka miesięcy temu, mama przygotowywałaby ze mną w tym momencie obiad, śmiejąc się z moich zdolności kulinarnych.
Wzięłam głęboki oddech, by opanować szloch, który wydobywał się z mojego gardła i przeszłam do salonu. Od razu do mojej głowy napłynęło nowe wspomnienie.

 - Dziękuje wam. – odezwałam się, kiedy całą ósemką siedzieliśmy w salonie. - Dziękuje za wszystko.
- Czyli, za co? - spytał zdziwiony brunet.
- Za to, że przy mnie jesteście, że wspieracie mnie i pomagacie mi na każdym kroku. Nie wiem jak dałabym sobie radę bez was. - wyjaśniłam, a po moim policzku popłynęła łza.
- Od tego są przyjaciele, tak? - odezwał się szatyn, podchodząc do mnie i mocno mnie przytulając.
- Zawsze będziemy cię wspierać, gdy będziesz tego potrzebować, bo wiemy, że jeżeli my będziemy w trudnej sytuacji, ty nam pomożesz. - dodał Liam, także mnie obejmując
- Kocham was. - uśmiechnęłam się do nich szeroko.
- My ciebie też.

Dlaczego ich nie pamiętam? Dlaczego nie pamiętam swoich najlepszych przyjaciół? Przecież tych najważniejszych osób w swoim życiu, się nie zapomina! A ja zapomniałam o osobach, które wspierały mnie po śmierci mojej własnej matki i za pewne w wielu innych sytuacjach. Tak po prostu wymazały mi się z pamięci osoby, które kochałam i które kochały mnie.

***

- Niall, to naprawdę świetna piosenka. Harry miał racę, to będzie hit. – pogratulował mi Paul, kiedy skończyłam nagrywać swój cover.
- Mówiłem już, że nie chcę jej wrzucać do sieci. Ta piosenka, jest zadedykowana dla Mai i nie chcę by ktoś inny jej słuchał. Ale dziękuje za miłe słowa. – odparłem bez większych emocji, biorąc sporego łyka z butelki wody niegazowanej.
- A ty nadal swoje. – rzucił z politowaniem Styles, który stał w progu drzwi. – To twoja decyzja, nie będę jej oceniał.
- Jeszcze tylko nagrasz swoją solówkę do Little Things i myślę, że możesz wracać do domu. – odezwał się ponownie menager. – Do roboty Horan. – poklepał mnie po plecach, a ja wróciłem do dźwiękoszczelnego pomieszczenia i nałożyłem na uszy słuchawki. Poprawiłem kartkę z tekstem i wsłuchałem się w melodię, po czym zacząłem śpiewać.

You'll never love yourself half as much as I love you. / Nigdy nie będziesz kochać siebie, choć w połowie tak mocno jak ja kocham ciebie
You'll never treat yourself right, darlin' but I want you to. /
Nigdy nie będziesz traktować siebie odpowiednio, kochanie. Ale chcę, by tak było
If I let you know, I'm here for you, maybe you'll love yourself, /
Jeśli pokażę ci, że jestem tu dla ciebie może pokochasz siebie,
Like I love you. Ooh.. /
Tak jak ja kocham ciebie

- Świetna robota Niall, nie mam żadnych zastrzeżeń. Od teraz masz urlop, wracaj do domu.
Wyszedłem ze studia, wpadając od razu na niezłą grupę fanów. Uśmiechnąłem się do nich miło i rozdałem kilka autografów, po czym ruszyłem w stronę swojego samochodu, jednak zatrzymała mnie dość młoda dziewczyna. Miała może z czternaście lat.
- Chcesz autograf? – zapytałem.
- Nie chcę od ciebie autografu. Chcę ci tylko powiedzieć, żebyś się uśmiechnął, ale nie tak sztucznie jak przed chwilą do tej grupy fanów przed studiem. Tak prawdziwie, szeroko jak kiedyś. Nie lubię gdy jesteś smutny. Kochamy cię, pamiętaj o tym. – w oczach pojawiły mi się łzy wzruszenia.
- Jak masz na imię?
- Megan. – odparła krótko.
- Oh, Megan naprawdę dziękuje ci, za te słowa i za wsparcie. Nawet nie wiesz, jak poprawiłaś mi humor. – przytuliłem dziewczynę i pocałowałem ją w policzek. -

Kiedy odsunąłem się od niej, posłałem jej najprawdziwszy i najszerszy uśmiech, na który było mnie stać. Dziewczyna, widocznie zadowolona odwzajemniła gest i odeszła. Po tej sytuacji mogę śmiało stwierdzić, że Directioners to najwspanialsze osoby na całej kuli ziemskiej i nie mam pojęcia co bym bez nich zrobił. 

Od autorki: 
Znów zawaliłam i nie dodałam rozdziału tydzień temu, jak się umawialiśmy. Chyba zrezygnuję z dodawania rozdziałów w każdy weekend. Po prostu będę starać się dodawać rozdziały jak najczęściej się da. Mam nadzieję, że się nie pogniewacie. Jestem osobą, która nie daje rady tak na zawołanie napisać rozdziału. Dziękuje za komentarze, pod poprzednią notką. Kocham was najbardziej na świecie <3 

sobota, 12 października 2013

Rozdział 6

Dzisiejszy dzień zapowiadał się wyjątkowo nudno. Od rana nie dostałam żadnego sms'a od Alana, co ogromnie mnie martwiło. Czyżby się gniewał za nasze ostatnie spotkanie? Wiem, że oczekiwał ode mnie czegoś więcej niż zwykłej przyjaźni, ale ja nie potrafiłam okazać mu niczego innego. Nie znam go za dobrze, minęły dopiero dwa tygodnie od naszego pierwszego spotkania.
Chyba już setny raz dzisiaj odświeżyłam Facebook'a, w poszukiwaniu czegoś co zabiłoby moją nudę. Było po czternastej, a ja nadal nie miałam co robić. Babcia zajęta sprzątaniem, dziadek naprawianiem auta, Łukasz pojechał do swojej dziewczyny, a ja zostałam sama. Korciło mnie, by napisać do Alana, ale powstrzymywałam się przed tym. Będzie chciał to się odezwie. 
Jak na zawołanie na moją komórkę przyszedł SMS, dlatego podekscytowana sięgnęłam po urządzenie i odblokowałam je, otwierając wiadomość, która jak się okazało była od Alana. Czyli jednak się nie obraził, wręcz przeciwnie. Zabiera mnie gdzieś. Ucieszyłam się na myśl o spędzonym wieczorze z moim przyjacielem. Podbiegłam do swojej szafy i przejrzałam wszystkie swoje ubrania, jednak nic nie pasowało do moich upodobań. Zrezygnowana zawołałam babcię, by pomogła mi wybrać coś na dzisiejsze spotkanie. W końcu razem dokonałyśmy wyboru. Dobrałam jeszcze dodatki i biżuterię i zostawiłam strój na łóżku.
W związku z tym, że miałam jeszcze, aż trzy godziny, postanowiłam pomalować paznokcie. Nigdy jakoś nie zwracałam na to uwagi, ale stwierdziłam, że czas to zmienić. Do mojej stylizacji idealnie pasowały francuskie paznokcie, także zabrałam się do roboty. Kiedy skończyłam, musiałam poczekać aż wyschnie.
Następnie ruszyłam do łazienki, by wziąć prysznic.
Mokre włosy, wysuszyłam i ułożyłam, żeby delikatnie opadały na moje ramiona. Na twarz nałożyłam lekki makijaż, tylko usta przejechałam ostro czerwoną szminką. Zostało trzydzieści minut, do umówionej godziny, dlatego stwierdziłam, że czas założyć mój strój. Składał się on z białej sukienki, ze zwiewnym dołem. Na plecach znajdowało się w cięcie związane cienkim sznureczkiem. Na nogi założyłam beżowe buty na obcasie z dżetami. Na mojej szyi nadal wisiał tajemniczy naszyjnik, a na palcu znalazł się złoty pierścionek.
Cały strój i dodatki idealnie do siebie pasowały, a makijaż świetnie oddawał urok stylizacji. Co jak co, ale moja babcia miała bardzo dobry gust.
Teraz zostało mi czekanie na Alana, który miał przybyć za jakieś dziesięć minut. Zbiegłam po schodach i pokazałam się babci. Kobieta uśmiechnęła się szeroko na mój widok i klasnęła w dłonie zachwycona.
- Skarbie, wyglądasz niesamowicie!
- No mam nadzieję, że Alanowi się spodoba. - zagryzłam wargę, jeszcze raz przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze.
- A więc, to randka?
- Z mojej strony, raczej nie. Ale zobaczymy co z tego będzie. - obdarzyłam ją nieśmiałym uśmiechem.
W tym momencie do domu wszedł dziadek, który aż zagwizdał, kiedy mnie zobaczył.
- Ślicznie wyglądasz, pszczółko. Gdzie się wybierasz?
- Alan mnie gdzieś zabiera. - wyjaśniłam, a dziadkowi zrzedła mina. Wydawał się być zaskoczony i zły na ten fakt, ale po chwili by to ukryć, uśmiechnął się wesoło i zniknął w łazience. Dziwne.
Po mieszkaniu rozległo się pukanie, dlatego szybko pospieszyłam otworzyć. Kiedy uchyliłam drzwi, moim oczom ukazał się bukiet czerwono-białych róż, które wprost uwielbiałam. Po chwili za kwiatów wysunęła się głowa Alana.
- Wow, jaki śliczny bukiet. To dla mnie? - rzuciłam zaskoczona, tym prezentem.
- Śliczne kwiaty, dla jeszcze śliczniejszej dziewczyny. Proszę. - podał mi bukiet.
Pocałowałam go w policzek w ramach podziękowania i cofnęłam się do kuchni odstawić kwiaty do wazonu.

Kilkanaście minut później podjechaliśmy samochodem bruneta pod lokal, którego wcześniej w Łodzi nie widziałam.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam, przyglądając się nieznajomemu miejscu.
- Otworzyli kilka dni temu nową restauracje, a dziś jest oficjalne otwarcie. Pomyślałem, że zjemy jakąś dobrą kolację, a później się gdzieś przejdziemy. Co myślisz? - spojrzał na mnie, wyczekująco.
- Jestem za.
Wysiedliśmy z auta i pokierowaliśmy się, do wejścia lokalu. Przed budynkiem, kręciło się już sporo osób, ale to było nic w porównaniu z ilością ludzi w środku. Każdy stolik był zajęty, przynajmniej tak mi się zdawało. Kiedy chciałam zaproponować Alanowi, byśmy poszli do innej restauracji, on uciszył mnie gestem dłoni i podszedł do szefowej sali, podając swoje nazwisko. Miła pani, uśmiechnęła się do niego i wskazała stolik znajdujący w koncie sali. Brunet łapiąc mnie za rękę, poprowadził do stolika i odsuwając jedno z krzeseł, nakazał usiąść. Pośpiesznie zrobiłam to o co mnie prosił, a on usiadł na przeciwko mnie.
Dopiero w tym momencie, miałam okazję przyjrzeć się wnętrzowi restauracji. Lokal urządzony był w kolorze beżowym i brązowym. Dominował tutaj nowoczesny wystrój, ale gdzie nie gdzie, można było dojrzeć rękę wielbiciela średniowiecza. Mniej więcej na środku dużego pomieszczenia, znajdowała się duża scena, którą z naszego miejsca idealnie było widać. Ustawiała się na niej wysoka, ładna brunetka, przygotowując się do występu. Pod sceną widniało mnóstwo wolnej przestrzeni, za pewne na tańce. Obok znajdował się bar z alkoholem, zza którego uśmiechał się do klientów przystojny barman.
Przeniosłam swój wzrok na Alana, akurat w tym momencie kelner przyniósł nam kartę dań. Przyjrzałam się propozycjom potraw, ale nic oprócz spaghetti nie odpowiadało moim wymaganiom cenowym.
- Mogę już przyjąć zamówienie? - przy naszym stoliku tym razem pojawiła się niska kelnerka.
- Ja poproszę spaghetti bolognese i sok pomarańczowy.
- Poprosimy dwa razy spaghetti bolognese i sok pomarańczowy. - brunet posłał dziewczynie miły uśmiech, a ona zarumieniona podążyła w stronę kuchni.
Pogrążyliśmy się w luźnej rozmowie. Alan zapytał jak spędziłam ostatnie dni, a ja natomiast poruszyłam temat jego rodziców. Lubiłam, kiedy opowiadał o swojej rodzinie i mieście, w którym się urodził. Robił to z taką pasją, miłością i szczęściem. Wiedziałam, że za nimi tęskni, ale jego marzeniem od zawsze były studia w Polsce.
Po jakimś czasie, dostaliśmy swoje zamówienia. Byłam na prawdę głodna, dlatego od razu zabrałam się za jedzenie. Mój towarzysz przyglądał mi się z niemałym zaskoczeniem i uśmiechem. Byłam w ciąży, więc mój apetyt nie był niczym dziwnym dla mnie, ale rozumiałam zdziwienie Alana.
- Moja młodsza siostra, bardzo chce cię poznać. - odezwał się w końcu.
- Nie mówiłeś mi, że masz rodzeństwo. - zmarszczyłam brwi, a on się zaśmiał.
- Przepraszam, wypadło mi to z głowy. Ma na imię Oliwia i ma osiem lat. Kiedy dzwonię do domu i dają mi ją do telefonu, ciągle pyta kiedy cię jej przedstawię.
- To słodkie. - uśmiechnęłam się. - Opowiadałeś o mnie swojej rodzinie? - uświadomiłam sobie po chwili.
- No tak, jesteś moją przyjaciółką. Masz mi za złe, że to im powiedziałem?
- Nie, oczywiście, że nie. Tylko... - moje policzki ogarnęło ciepło. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. - Nie ważne.
Chłopak złapał moją dłoń w swoją i delikatnie ścisnął. Przyglądał mi się z lekkim uśmiechem.
- Ślicznie wyglądasz, kiedy się rumienisz. - szepnął mi na ucho, kiedy się pochylił nad stolikiem.
Rozmowa między nami ożywiła się, chcieliśmy dowiedzieć się o sobie jak najwięcej. W końcu dotarliśmy do tematu miłości. Alan w pewnym momencie, wziął głęboki oddech i spojrzał mi w oczy.
- Maju, muszę ci coś powiedzieć - zaczął. - Już od momentu, kiedy zobaczyłem cię, schodzącą po schodach w domu twojej babci, wiedziałem, że muszę cię poznać. Coś mnie do ciebie ciągnęło i nie potrafiłem tego zatrzymać. Zauroczyłaś mnie sobą. A kiedy dowiedziałem się o tobie więcej i spotkaliśmy się wtedy w kinie, wiedziałem, że coś do ciebie czuję. To było coś mocnego, jak na długość naszej znajomości. Zakochałem się w tobie. Kocham cię.
- Alan - rozpoczęłam - Jesteś moim przyjacielem i jesteś dla mnie bardzo ważny. Również cię kocham, ale nie wiem czy w takim sensie jakim ty mnie. Muszę mieć trochę czasu, by sobie to wszystko uświadomić, poukładać. To nie jest takie proste.
- Ja to w pełni rozumiem. Spróbujmy, to jedyny sposób byś mogła się dowiedzieć, co dokładnie do mnie czujesz.
- Może masz racje. Tylko nie ręczę, że będzie łatwo.
- Czyli zgadzasz się? - uśmiechnął się.
Pokiwałam głową, a on ponownie nachylił się nad stolikiem i pocałował mnie w policzek.
- Nawet nie masz pojęcia, jak ogromnie się cieszę.
- Ja też się cieszę.
Tak cieszyłam się, ale w głębi serca czułam, że robię źle. Miałam przeczucie, że dokonuję się zdrady wobec innej osoby.
- Masz ochotę przejść się na spacer?
Pokiwałam głową nieśmiało. W mojej głowie panował niesamowity mętlik, lecz starałam się żyć tym co jest teraz. Po prostu nie myśleć o problemach. Nie teraz.

Spacerowaliśmy po ulicach Łodzi, trzymając się za ręce, co jakiś czas spoglądając sobie w oczy. Czułam się niezręcznie, ale nie chciałam robić przykrości Alanowi.
- Mam świetny pomysł! – odezwał się nagle. Skierowałam ku niemu swój wzrok, który przez kilka dobrych minut poświęcałam moim butom. – Pojedźmy na takie spóźnione wakacje do Hiszpanii. Ale to nie będą takie tradycyjne wakacje. Możemy pojechać tam autem. Po drodze zatrzymamy się u moich rodziców, a może nawet w Londynie u twojego taty.
- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo chciałabym z tobą pojechać, ale nie mogę podjąć decyzji sama. Nie chce wyciągać od babci pieniędzy, a sama za dużo ich nie mam. Obawiam się, że ten wyjazd raczej nie wypali.
- Ja mam dużo oszczędności, a to ma być prezent dla ciebie. Nic nie będziesz musiała płacić. – zatrzymał się i stanął naprzeciw mnie. – Chcę spędzić z tobą trochę czasu, a takie wakacje to idealny sposób na to, byśmy się lepiej poznali. Proszę zgódź się. – nalegał.
- Obiecuję, że się nad tym poważnie zastanowię, zgoda?
- Zgoda.– spojrzał mi głęboko w oczy. – Kocham cię Maju.
Wtuliłam się w jego tors, czując łzy w oczach.
- Tak bardzo bym chciała powiedzieć ci to samo. – szepnęłam.

Od autorki: 
Na samym początku muszę was ogromnie przeprosić, za ponowną tak długą nieobecność. Problemy z weną i internetem, niestety.;/ Ale już jestem i teraz postaram się zaglądać do was systematycznie. Wracamy z dodawaniem rozdziałów w weekendy, bo tylko wtedy mam chwilę czasu wolnego. 
KOCHAM WAS KICIE, PAMIĘTAJCIE O TYM ♥