Kiedy wróciłem ze studia, w domu panowała kompletna cisza, co było dziwne w naszym przypadku. Doskonale słyszałem swój własny oddech i głośniejsze bicie serca. Wszystko stało na swoim miejscu, ale i tak miałem wrażenie że coś jest nie tak. Przypomniałem sobie, że w domu został tylko Louis, który był za słaby by nagrać jakikolwiek materiał na naszą nową płytę. Przeraziłem się i szybko wbiegłem po schodach na drugie piętro, głośno nawołując imię przyjaciela. Przejrzałem wszystkie pokoje, oczywiście zaczynając od jego własnego, lecz w żadnym nie było szatyna. Na tym piętrze nie było żywej duszy, dlatego zbiegłem na parter, lecz i tam zastałem pustkę. Została mi jeszcze pralnia w piwnicy, którą na prawdę rzadko kto odwiedza. Drzwi od niej były otwarte, a światło zapalone, więc miałem nadzieję, że właśnie tam znajdę chłopaka. Zszedłem powoli po starych schodach, rozglądając się dokładnie. Po lewej stronie od schodów, rzucił mi się w oczy skrawek czerwonego materiału, dlatego przyspieszyłem kroku i zamarłem. Stało się to, czego się bałem. Na ziemi leżał nieprzytomny Louis.
- Cholera Lou, słyszysz mnie? - poklepałem go delikatnie po policzku. - Louis, kurwa. Ocknij się.
Wyjąłem z kieszeni spodni swoją komórkę i od razu wybrałem numer do szpitala.
Czekając na pozostałych chłopaków na korytarzu, czułem się okropnie zdenerwowany i przestraszony. Nie mam pojęcia, jak długo chłopak leżał nieprzytomny w piwnicy i jaki był tego powód, a żaden z lekarzy oraz pielęgniarek, nie chciał udzielić mi jakichkolwiek informacji na jego temat. Dostawałem nerwicy na widok tych wszystkich osób zebranych wokół mojego przyjaciela, miałem przeczucie że to zły znak.
- Niall, co się stało? - przekręciłem głowę w prawą stronę, by ujrzeć resztę członków naszego zespołu i naszego managera.
- Nie mam pojęcia, kiedy wróciłem do domu, znalazłem go w tej piwnicy. Był już nieprzytomny. Żaden z lekarzy nic mi kurwa nie chce powiedzieć. - zdenerwowany przeczesywałem swoją blond grzywkę.
- Pójdę się czegoś powiedzieć, zadzwońcie do Eleanor. - rozkazał manager i odszedł w stronę punktu informacyjnego.
Harry, również oddalił się od nas w celu powiadomienia dziewczyny Louisa o jego pobycie w szpitalu, a ja ponownie usiadłem na jednym z krzesełek i westchnąłem ciężko.
Mijały godziny, a my nadal nie dostaliśmy żadnej informacji na temat naszego przyjaciela. Kazali nam czekać. Eleanor dołączyła do nas pół godziny temu, by tępo wpatrywać się w drzwi sali, na której leży jej chłopak. Zauważyłem zmartwienie w jej oczach, więc objąłem ją, chowając w szczelnym uścisku. Nie płakała, ale wiedziałem że jest na skraju załamania nerwowego.
W końcu po trzech godzinach bezczynnego czekania, na korytarz wyszedł lekarz zajmujący się Louisem i podszedł do nas.
- Państwo do pana Tomlinsona? - pokiwaliśmy zgodnie głowami. - Otóż, pan Tomlinson podczas wypadku samochodowego, doznał poważnego urazu jednego z żeber, które do tej pory się nie wygoiło. Dziś upadł i szczerze mówiąc dolał oliwy do ognia. Z bólu stracił przytomność. Teraz mamy już wszystko pod kontrolą, pan Tomlinson obudził się, jednak jest bardzo słaby po lekach przeciwbólowych.
Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
- Możemy do niego wejść? - zapytał Liam.
- Oczywiście, ale nie na długo. Muszę już iść do innego pacjenta.
- Dziękujemy. - dodał manager.
- Cześć LouLou - przywitaliśmy się z szatynem, kiedy weszliśmy do sali, w której leżał. - Jak się czujesz?
- Lepiej, ale okropnie chce mi się spać. - jęknął, poprawiając swoją głowę na poduszce.
- Powtórka z rozrywki, co? Znowu jesteśmy w szpitalu, odwiedzając ciebie. - powiedziałem, żeby rozluźnić trochę atmosferę i udało się. Nawet Louis się uśmiechnął.
- Tylko wtedy była z nami Maia. - skrzywił się delikatnie.
Coś zakuło mnie w sercu na dźwięk imienia mojej dziewczyny. Łzy już nie napływały do moich oczu, jednak robiło mi się gorąco i słabo, kiedy ktoś o niej wspominał. Tyle czasu minęło od jej śmierci, jednak żadne z nas jeszcze nie pogodziło się z tym faktem. Cały czas mamy wrażenie, że za chwilę zapuka do naszych drzwi i z wielkim uśmiechem na twarzy, zapyta się czy może wejść. Ale do tej pory tak się nie zdarzyło i nigdy nie zdarzy. Czasem rzeczywistość człowieka przytłacza.
- Niall, słuchaj. - zaczął Lou. - Przepraszam, wiem że to jeszcze świeża rana. Może naprawdę będzie dobrym pomysłem, jeśli pojedziesz z Liamem do Wolverhampton. Odpoczniesz od tego wszystkiego i od nas.
Przeniosłem swój wzrok na Liama, który zachęcająco pokiwał głową.
- A co z tobą? Przecież nie możemy tak po prostu wyjechać, kiedy ty leżysz...
- Dam sobie radę. - przerwał mi.
Westchnąłem głośno.
- Zgoda.
- Liam, synku! - zawołała Karen, przytulając chłopaka, kiedy razem z naszymi walizkami, znaleźliśmy się w holu jego rodzinnego domu
- Cześć mamo. - szatyn wtulił się w rodzicielkę.
- Nialler, jak się miewasz? Bardzo schudłeś od naszego ostatniego spotkania! - kobieta przycisnęła moje ciało do swojego, tak mocno, że ledwo udało mi się oddychać.
- Witaj Karen. Wszystko jest dobrze, dziękuje.
Od zawsze mama mojego przyjaciela traktowała mnie jak swojego drugiego syna. Kiedy przyjeżdżaliśmy całą piątką do Wolverhampton, bardzo dużo ze mną rozmawiała. Tutaj czułem się jak w domu.
- Rozbierajcie się, zapraszam! Goeff! Chodź tu szybciutko! - zawołała w głąb domu, a po chwili z salonu wyszedł pan Payne.
- Synu, jak dobrze mieć cię w domu. - uściskał swojego syna, po czym odwrócił się w moją stronę. - Witaj, Nialler.
- Dzień dobry Goeff.
- Wejdźcie, nie stójcie tak w korytarzu! - oburzyła się Karen, widząc moje niezdecydowanie. Liam w przeciwieństwie do mnie, pomaszerował pewnym krokiem do salonu i usadowił się na kanapie. Nieśmiało zająłem miejsce obok niego. - Jesteście głodni?
- Okropnie! - zaśmiał się Li, sięgając po pilota, leżącego na stoliku.
Karen spojrzała na mnie pytająco, gdy próbowałem zignorować jej pytanie. Nie byłem głodny, nie miałem ochoty na jedzenie, ale gdybym powiedział to mamie Liama, na pewno zaczęła by się martwić, a to ostatnie czym powinna się zajmować, kiedy jej syn wrócił do domu po kilku miesięcznej nieobecności. Pokiwałem więc delikatnie głową i posłałem jej szczery uśmiech. Kobieta przyjrzała mi się uważnie, mrużąc oczy, ale po chwili odwzajemniła mój gest i wróciła do kuchni.
Przy kolacji Liam opowiadał swoim rodzicom i dwóm siostrom o naszych ostatnich przygodach, udolnie omijając przykre dla mnie tematy. Na początku próbował mnie wkręcić w rozmowę, zadając krótkie pytania dotyczące mojego zdania na dany temat, jednak kiedy niemrawo odpowiadałem, zrezygnował i dał mi spokój. Nie byłem pewny czy dobrym pomysłem był przyjazd tutaj. W końcu ten czas, który Liam może spędzić z rodziną jest naprawdę wielkim skarbem, a ja mu go psuję moim humorem. Może powinienem jednak pojechać do Mullingar, odwiedzić rodziców? Lecz wiem, że gdybym został sam we własnym pokoju nie myślałbym o niczym innym niż Maia, więc to również był zły pomysł. W mojej głowie panował mętlik.
Kiedy wróciliśmy do pokoju Liama, chłopak od razu postanowił zadzwonić do Eleanor, by dowiedzieć się czegoś o stanie zdrowia naszego przyjaciela. Ja, by zabić czas rozglądałem się po pokoju szatyna. Było w nim pełno zdjęć i plakatów jego ulubionych wykonawców.
- Louis na szczęście czuje się już lepiej, ale zostanie w szpitalu jeszcze kilka dni na obserwacji. - powiadomił mnie Liam, gdy skończył rozmowę i odłożył telefon na stolik.
Pokiwałem głową na znak, że zrozumiałem i powróciłem do przeglądania zdjęć.
- Niall?
- Mhm?
- Czy ty naprawdę wierzysz w to, że Maia nie żyje? - zaskoczony jego pytaniem, odwróciłem głowę tak, by móc na niego spojrzeć.
- Co masz na myśli?
- No bo spójrz, niby Majka była na liście zmarłych osób, ale nigdy nie odbył się jej pogrzeb. Po za tym myślę, że jej babcia by nas powiadomiła.
- Sam nie wiem. - przyznałem. - Nie mam siły o tym myśleć. Wiesz, co? Nie chcę robić sobie zbędnych nadziei.
W głębi serca, znajdowała się taka mała iskierka nadziei, że może to nie prawda. Że ona jest, gdzieś w Londynie lub w Polsce, że ma się dobrze, jest szczęśliwa, ale gdy o tym pomyślę, wydaje mi się to głupie. Gdyby na prawdę żyła, paparazzi nie daliby jej żyć. Już dawno wiedziałbym o tym, że żyje. Po za tym, nie zrobiła by tego nam. Mi. Przecież wie, że ją kocham. Najbardziej na świecie, mimo że tego nie okazywałem.
Od autorki:
Po długim czasie i okropnych męczarniach, udało mi się go skończyć. Jest krótki, ale nic więcej nie udało mi się wyskrobać, przepraszam. Dziękuje, za te wszystkie komentarze i wiadomości, w których dawaliście mi kopniaka do dalszego pisania. Szczerze mówiąc, bez waszej pomocy by się nie udało. Kocham was :)